Od czasu do czasu lubię oderwać się od spraw technologicznych i zagłębić się w tematy bardziej “miękkie”. Tym razem padło na temat – motywacja w IT.
Napisano na ten temat już wiele. Natomiast ten temat ostatnimi czasy bardzo mocno “chodzi mi po głowie”. Zastanawiam się, co sprawia, że w jednych firmach ludzie chcą pracować, a w innych niekoniecznie. Z czego wynika, że realizując niektóre projekty, nie czujemy, że jesteśmy w pracy, a przy innych zastanawiamy się gdzie w życiu popełniliśmy błąd 🙂
Na początek historia
Kilka lat temu, przeczytałem artykuł o lekarzu, który przeprowadził operację na dziecku będącym w łonie matki. Dziecku się nie wykształcały odpowiednio płuca. Operacja polegała na wprowadzeniu do płuc maluszka balonika i napompowania go. Wszystko przez brzuch matki. Po kilku dniach nastąpiła operacja odwrotna. Balonik został usunięty tą samą drogą. W efekcie płuca dziecka zaczęły prawidłowo się rozwijać.
Możliwe, że dla ludzi będących “w temacie” to norma, ale na mnie to zrobiło to piorunujące wrażenie i zapadło mi w pamięć. Z jednej strony było wow, ale z drugiej dało mi to do myślenia. Dlaczego?
Wczuj się w rolę tego lekarza. Wracasz do domu. Mąż/żona/dziecko/mama pyta Cię: jak tam w pracy? A Ty opowiadasz historię opisaną powyżej. Dla kontrastu – jaką historię ja miałem do opowiedzenia? W tamtym momencie, że przerzucam dane z jednej kupki na drugą, aby duża instytucja finansowa nie zapłaciła kary od regulatora. No nie powala! 🙂
Zastanówmy się, co z tym możemy zrobić. A na koniec powiem Ci, dlaczego do niedawna dalej te dane przerzucałem 🙂
Co z tą motywacją?
Zanim przekażę Ci mój punkt widzenia, to na początek niezbędne minimum teorii. Bo tyle znam 🙂 Motywacja dzieli się na dwa rodzaje:
- Zewnętrzna – związania z czynnikiem, który nas motywuje i (jak sama nazwa wskazuje) pochodzi z zewnątrz. Bardzo często jest to po prostu wynagrodzenie, benefity, premie, awanse.
- Wewnętrzna – tutaj motywuje nas sama realizacja zadań czy projektu i dążenie do celu.
Czy motywacja zewnętrzna działa?
Teoretycznie jesteśmy świadomi, że motywacja zewnętrzna, w postaci wynagrodzenia i różnego rodzaju benefitów: prywatna opieka (tele)medyczna, “talon na balon” i wyśmiewane “owocowe czwartki”, działa jedynie do pewnego momentu. Zwłaszcza jest to widoczne na rynku IT, gdzie wynagrodzenia są relatywnie duże.
Wymagania tego rynku wciąż jednak się zmieniają. Pytanie tylko, czy możemy tutaj jeszcze mówić o motywacji? Czy bardziej jest to prześciganie się w spełnianiu różnych wymagań kandydatów, które po jakimś czasie stają się standardem?
Nie chcę tego spłycać, ale nie będę skupiał się na tym aspekcie, ponieważ a) są lepsi w tym ode mnie; b) moim zdaniem ten rodzaj motywacji nie jest już w IT najważniejszy.
No to może motywacja wewnętrzna?
Pewnie tak, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Teoretycznie, z punktu widzenia pracodawcy powiedzenie, że kasa już tak nie motywuje, powinno być obiecujące. Czy tak jest? Nie zawsze. Dlaczego? No bo jeżeli nie kasa (w sposób bezpośredni lub pośredni), to co?
Lubimy czuć, że robimy coś ważnego!
Niby banał, ale moim zdaniem to najbardziej niedoceniany aspekt. Niestety tutaj dużo zależy od domeny i firmy. Nie szukając daleko, spójrzmy na pandemię. Wszyscy rzucili się na paczkomaty, a Ty akurat pracujesz w InPost i implementujesz nadawanie paczek bez etykiety. Co więcej, budujesz aplikację mobilną, którą można “podotykać”. No tym to się można nawet mamie, a czasem i babci pochwalić. Rozwiązanie rewelacyjne, innowacyjne, ale co najważniejsze – ułatwiające ludziom życie! Nie musi to być rocket science, ale rozwiązuje konkretne problemy!
Niektóre firmy nie mają tak dobrze i muszą się wysilić. Ja pracuję dla dużych instytucji finansowych. Wyobraź sobie, że powiem komuś niezwiązanemu z branżą IT (ani finansową), że buduję system integracji danych referencyjnych używanych do operowania na ryzyku kredytowym. Dodatkowo dbam, aby było to zgodne z wymaganiami wyszczególnionymi w regulacji BCBS239 🙂 Równie dobrze mogę powiedzieć to w dowolnym języku obcym i będziemy mieli takie samo zrozumienie. Jak widzisz, to odpada. A są jeszcze mniej zrozumiałe domeny. To, co możemy zrobić?
Lubimy czuć, że zmieniamy czyjś świat na lepszy!
Pozostaje nam poczucie ważności naszego celu wewnątrz organizacji. Oczywiście często w korporacjach świętujemy duże wdrożenia. Podziękowania lecą od wysoko postawionych ludzi ze strony klientów i naszych szefów. Jak to bardzo nie usprawniliśmy procesu, ile to kasy zostanie zaoszczędzone itp. Fajnie! Naprawdę, warto się tym cieszyć.
Niemniej jednak, w pewnym momencie, po 10. wdrożeniu w tym samym projekcie, to może już tak nie budować. Może lepiej zaprosić na krótkie spotkanie, rzeczywistego końcowego użytkownika naszego systemu. Kogoś, kto powie: “Dzięki Wam, raport, którego przygotowanie zajmowało mi dwa dni, teraz robię to w trzy godziny!“. Niby to samo, proces usprawniony, kasa zaoszczędzona. A jednak pomogliśmy komuś realnemu. Sprawiliśmy, że jego życie jest przyjemniejsze i łatwiejsze. A to może budować.
Fajnie podsumował to Radek Kotarski w książce Inaczej:
Niektórzy specjaliści radzą, by użyć motywacji zewnętrznej do wybudowania wewnętrznej i – na przykład – porozmawiać z ludźmi, którzy bezpośrednio zyskują na tym, co robimy. Warto ich zapytać, co daje im nasza praca.
Lubimy być zauważeni przez przełożonych
Trochę dla kontrastu. Robiliśmy badanie i rzeczywiście dla wielu osób ważne jest docenienie przez przełożonego. Nie chodzi tutaj jednak o akcje pt.: “Pracownik miesiąca” – za bardzo korporacyjnie się to kojarzy. Bardziej chodzi o poklepanie po ramieniu i powiedzenie: dobra robota!
Pomyśl. Odpowiadasz za zespół. Macie jakiś (niekoniecznie wielki) sukces. Jakiś znaczący release się udał. Może zaproś szefa swojej firmy na Wasze codzienne spotkanie projektowe, aby poświęcił 5 minut dla zespołu. Nie trzeba dużo. Kilka słów. Zespół zobaczy, że to ma znaczenie.
Lubimy wyzwania i osiągać kolejne cele!
Niby kolejny banał, ale gdy prowadzisz zespół, to można to koncertowo spartolić. Umiejętne delegowanie jest niesamowicie ważne jeżeli chcemy pozwolić ludziom się rozwijać. W artykule dotyczącym feedbacku opisałem swoją historię… jak tego nie robić. Zachęcam do przeczytania artykułu, a tutaj przytoczę kawałek historii:
Pracowałem w projekcie, w którym byłem analitykiem i głównym kontaktem dla klienta. Mój problem polegał na tym, że zbierając wymagania, to przy omawianiu ich z zespołem często dawałem gotowe rozwiązanie. Wynikało to z tego, że projekt był prowadzony w obszarze, w którym miałem duże doświadczenie technologiczne. Jak możesz się domyślić, zabijało to kreatywność ludzi w zespole i ich rozwój. A już na pewno nie motywowało do aktywniejszego udziału.
Jak to robić? Odwrotnie do powyższego przykładu. Dawaj cel i przestrzeń. Wspieraj, ale nie wyręczaj. Na pewno każdy z nas kojarzy uczucie satysfakcji po rozwiązaniu nietrywialnego problemu.
Lubimy być “na czasie”
O ile same narzędzia, takie jak sprzęt, na którym pracujemy możemy zaliczyć do motywatorów zewnętrznych, o tyle otwartość na technologię może być związana z naszym rozwojem. Warto, aby organizacja dawała możliwość podążania za nowoczesnymi technologiami.
Nie chodzi tutaj, aby ulegać modzie i na siłę wykorzystywać technologie tam, gdzie niekoniecznie ma to sens. Bardziej o próbowanie nowych rzeczy, otwartość na technologię i pozwalanie ludziom eksperymentować.
Jak ja sobie z tym radzę?
Pewnie znalazłoby się jeszcze wiele rzeczy do dodania. Natomiast poniżej napiszę Ci krótką historię, co robiłem i dlaczego wciąż robię, to co robię.
Napisałem powyżej, że projekty, w których biorę udział, nie zawsze powalają swoją domeną. Akurat, świat finansów trochę mnie interesuje, więc mam łatwiej. Dodatkowo staram się zwracać uwagę na aspekty opisane powyżej.
Niemniej jednak nie zawsze trafiamy do projektu, w którym możemy naprawić świat lub otrzeć się o najlepsze technologie. Mnie pomogło (i wciąż pomaga) to, że interesuje się rynkiem IT nie tylko od strony wyłącznie technologii. Firma, z którą jestem związany od kilku lat, ułatwia zmiany ról, a ja chętnie z tego korzystałem.
Z czasem objąłem zespół, a to dało mi nowe wyzwania. Następnie stwierdziłem, że interesuje mnie częstsza praca z klientem, przez co zacząłem pracować więcej z biznesem (jako analityk), a mniej z kodem. Zawsze jednak chciałem być blisko technologii i danych, więc nie odszedłem zbyt daleko. Później w zasadzie wróciłem do korzeni i objąłem kawałek organizacji odpowiedzialnej za rozwój kompetencji związanych z przetwarzaniem danych. W międzyczasie popracowałem jako Product Owner – ciekawe doświadczenie, ale tutaj za bardzo odjechałem od technologii i zaczęło mnie to nudzić.
Od niedawna kolejna rola. Tym razem już nie na projekcie, ale w 100% wewnątrz organizacji. W roli, w której jestem odpowiedzialny za technologiczny rozwój ludzi w naszej firmie.
Poza firmą również wiele się działo. Od kilku lat prowadzę zajęcia na uczelni. W międzyczasie zacząłem pisać bloga, a ostatnio tworzyć kurs online. To wszystko sprawia, że zmienia się charakter mojej pracy, a to daje kopa do rozwoju 🙂 Myślę, że samo niestanie w miejscu, poszukiwanie nowych wyzwań i interesowanie się innymi, czasem pokrewnymi dziedzinami jest motywacją samą w sobie.
Dodatkowo jeżeli dostaję informacje od czytelników bloga lub uczestników kursu, że w czymś im pomogłem, to jest nieocenione.
Tyle ode mnie o motywacji w IT!
Podsumowując, moim zdaniem warto zadbać o ludzi, z którymi się współpracuje. Sami z kolei, starajmy się wychodzić ze swojej strefy komfortu. Oczywiście – najprzyjemniej się o tym mówi, gdy się już do niej wraca 🙂 Niemniej jednak, jest to jeden z lepszych sposobów, aby utrzymać motywację.
Chętnie usłyszę, jak Ty sobie rodzisz z motywacją do pracy!
Fajny wpis 😊 Dla mnie do pewnego momentu ambicja (najpierw wejście do IT, a potem zdobywanie kolejnych szczebli) było tym, co dawało motywację. Obecnie próbuję na boku rzeźbić coś swojego, ale tu z kolei zmagam się z problemem gospodarowania zasobami (czas, uwaga). Najśmieszniejsze jest to, że jako analityk powinienem umieć rozkminić problem, a pozostaje to niezłą zagwozdką.
Cześć Kajo!
Dziękuję 🙂
Bardzo dobrze to znam. Rozwijając coś swojego na boku, największym problemem jest czas, a w zasadzie jego brak. Ostatnio skupiam się mocno na produktywności, żeby trochę tego czasu “uwolnić”. Jednak jeszcze długa droga przede mną.
Pozdrawiam!
Bardzo fajny wpis. Mnie motywuje to że mogę coś usprawnić, poprawić z czego korzystam ja, ale też inni.
Też czytam właśnie książkę “Inaczej” Radka Kotarskiego 😉
Cześć Bartku!
Dziękuję! To, co opisałeś, wpisuje się idealnie. Usprawniasz coś i wiesz, że pomogłeś komuś zrobić coś lepiej, szybciej. Ktoś z tego korzysta! Nawet jeżeli “tylko” Tobie to pomaga, to widzisz realny efekt 🙂
Książka Radka Kotarskiego fajnie podsumowuje kilka aspektów bardziej produktywnej pracy. Jeżeli jesteś zainteresowany tematem, to polecam klasykę: Getting Things Done, Davida Allena. Również Maciek Wieczorek dał sporo ciekawych technik w swojej książce: 48-godzinna doba.
Pozdrawiam!
Swietny artykuł!
Dziękuję 🙂